Urząd Miejski w Opolu Lubelskim - oficjalny serwis

Pokaż/ukryj listę języków
czwartek 21.11.2024
Imieniny Janusza, Marii i Reginy

Biuletyn Informacji PublicznejBIP

ePUAP

Historia

HISTORIA

Opole Lubelskie, miasto w zachodniej części województwa lubelskiego, jest rzadkim przykładem miejsca, gdzie przez setki lat wielka historia tworzona przez wielkich ludzi, najważniejszych statystów swych epok, splatała się w nierozerwalny sposób z prostym życiem mieszkańców. To miejsce, gdzie wspaniale zabytki wielkiej przeszłości harmonizują z teraźniejszością w unikalny sposób.

Okolice Opola Lubelskiego są nieprzerwanie zamieszkane od tysięcy lat. O ludzkiej obecności świadczą liczne znaleziska archeologiczne, grodziska i kurhany. Opole Lubelskie w źródłach pisanych pojawia się na początku XIV wieku. W tym czasie był już w Opolu kościół parafialny a miejscowość, położona na szlaku handlowym z Lublina do przeprawy przez Wisłę w Solcu, była ośrodkiem dominującym w okolicy.

Opole, będące własnością rodu Słupeckich herbu Rawa, otrzymało prawa miejskie ok. 1400 roku. Najstarszy znany dokument lokacyjny miasta, wydany przez Kazimierza Jagiellończyka w roku 1450, był zapewne drugim z kolei, bowiem wcześniej, w 1418 roku pojawiają się w źródłach pisanych mieszczanie opolscy. Początkowo Opole, choć było istotnym ośrodkiem lokalnym, nie było miastem dużym ani ważnym. Do szybszego rozwoju miasta przyczynił się Stanisław Słupecki, właściciel Opola w poł. XVI w., który założył nowe miasto z dużym rynkiem i osiedlił w nim wielu rzemieślników. Jak szacują historycy, ludność Opola w tym czasie przekroczyła 1000 mieszkańców.

Rozwój Opola zahamowały wojny szwedzkie połowy XVII w., jednak po ich zakończeniu miasto, dzięki odważnym i nowatorskim decyzjom właścicieli, wybitnego intelektualisty i przyjaciela najważniejszych ludzi nauki owej doby, takich jak Hugo Grocjusz, Jerzego Słupeckiego, a później jego prawnuka Jana Tarły, miasto osiągnęło największe w swej historii znaczenie. Powstał wtedy istniejący do dziś piękny kościół parafialny, rozbudowano pałac, a wreszcie w l. 40-50. XVIII wieku wzniesiono klasztor i szkoły księży Pijarów.

Opole Lubelskie było przez wieki nie tylko ośrodkiem rzemiosł i handlu ale również wysokiej kultury. Słupeccy, a po nich Tarłowie i Lubomirscy, w okazałym opolskim pałacu stworzyli wspaniałą galerię malarstwa i rozszerzali wielką bibliotekę - pałac opolski był w XVIII wieku jednym z dwóch , obok Puław, najważniejszych domów magnackich w Lubelskiem. Tarłowie i Lubomirscy dbali również o rozwój nauki i oświatę. Jan Tarło, wojewoda sandomierski, sprowadził do Opola w 1743 roku zakon Pijarów, którego podstawowym celem było (i pozostało do dziś) kształcenie młodzieży. W 1761 roku Pijarzy otworzyli w Opolu pierwszą w Rzeczpospolitej szkołę rzemieślniczą opartą na nowoczesnych zasadach nauczania, w czterdzieści lat później założyli gimnazjum. Kres działalności Pijarów w Opolu nastąpił po powstaniu styczniowym, gdy rząd carski podjął decyzję skasowania najbardziej patriotycznego zakonu w Polsce. Dziś o księżach Pijarach przypomina nam wspaniały wystrój kościoła parafialnego i portret Ignacego Konarskiego, rektora opolskiego kolegium, spoglądający na wiernych z balustrady kościelnego chóru.

Dobrze rozwinięte, okazałe, "z pięknymi pałacami", jak pisał generał Lubowiecki w 1830 roku, Opole, choć po połowie XIX wieku, gdy pałac stał się własnością rządu carskiego, a szkoły Pijarskie zamknięto, straciło swą rolę ośrodka kultury i utraciło prawa miejskie, to jednak pozostało żywe gospodarczo. W 1914 roku liczba ludności osiągnęła niemal 7 tys. osób i na podobnym poziomie utrzymywała się do II wojny światowej.

Wojna położyła kres istnieniu opolskiej społeczności żydowskiej, sięgającej historią XVI wieku, Niemcy nie tylko wymordowali żydowskich mieszkańców Opola, usunęli również materialne pozostałości ich kultury, w tym okazałą synagogę, zbudowaną w XVII wieku.

Po wojnie miasto zabliźniło rany i odzyskało prawa miejskie. Dziś, choć Opolanie, jak w każdym podobnym mieście, spotykają się na co dzień z wieloma problemami, to jednak pamięć wielkiej historii Opola jest żywa, a wybitne zabytki miasta stać się dziś mogą ważnym czynnikiem rozwoju turystycznego pięknie położonego i czystego Opola.

LEGENDY, CIEKAWOSTKI

O Farysie, duchach i gilotynie

W okolicach Opola Lubelskiego można usłyszeć legendę, że w powstaniu styczniowym wspierał Polaków w bitwach pod Chruśliną (koło Urzędowa) tajemniczy jeździec spowity we wschodnie szaty. Wielki ponoć, biały, z uniesioną szablą. Peleryną zasłaniał pół nieba. Umykały przed nim setki wystraszonych Kozaków.

Polacy pokonali Moskali pod Chruśliną dwukrotnie. (...) Jeździec spod Opola posiada imię. Brzmi ono Farys. Twierdzi tak, choćby Jan Raczkowski, rolnik z tamtych stron. Dla wielu to imię nie jest obce. Nosi je też znany bohater poematu Mickiewicza i wierszy Słowackiego. Ale Jan Raczkowski, przewrotny ludowy myśliciel, jak też inni ludowi gawędziarze, nie potrafi wyjaśnić powiązań Farysa z okolicą.
A historia, można rzec, zaczęła się we Francji... Dnia 30 czerwca 1794 roku w Paryżu została zgilotowana 26-letnia kasztelanowa Rozalia Lubomirska. W roku 1787 poślubiła Aleksandra Lubomirskiego, kasztelana kijowskiego, pułkownika (a niebawem generała wojsk napoleońskich), właściciela między innymi klucza opolskiego na Lubelszczyźnie. Kasztelan dla pięknej małżonki odrestaurował pałac w Opolu. Rozalia w nowym pałacu gościła sporadycznie. Kusił ją świat. (...)

Lubomirska latem 1793 wyruszyła na podbój Europy. Towarzyszył jej niewiele starszy Tadeusz Mostowski, kasztelan raciążski, działacz Sejmu Czteroletniego i powstania kościuszkowskiego, minister spraw wewnętrznych Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego, ale także krytyk literacki i wydawca. Rozalia była matką czteroletniej Aleksandry. Filip Mazzei, agent króla Stanisława Augusta, baczny obserwator poczynań Polaków na obczyźnie, donosił zgorszony, że obecność maleńkiej córeczki nie przeszkadza matce prowadzić wielce swobodnego trybu życia.

W czasie pobytu w Paryżu Lubomirska została aresztowana na rozkaz Rewolucyjnego Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego. Młodą księżnę sądzono za udział w spisku kontrrewolucyjnym. Trudno było wymyślić zarzut równie groteskowy.

Kasztelanowa była osoba piękną, niezwykłego temperamentu, spragnioną życia i rozrywek. Spisek, w który wplątano piękną Polkę, miał ponoć na celu uwolnienie nie lubianej francuskiej królowej Marii Antoniny. Ponadto zarzucono kasztelanowej lekceważące wyrażanie się o ludziach rewolucji.(...) Interpretacja kilku wyrwanych z korespondencji zdań przeprowadzona przez prokuratora, była dowolna i naciągana. (...) Ale piękna Rozalia pijała kawę także w towarzystwie Goethego. Wszędobylski agent Mazzei donosił królowi o literackich kontaktach księżnej. (...)

Lubomirska została uwięziona z córeczką Aleksandrą. Dziewczynkę uratował z wiezienia, z narażeniem własnego życia, energiczny i odważny dyplomata Hipolit Błeszyński. Losy matki były burzliwe i tragiczne. Losy córki, która niebawem przybrała imię matki, także burzliwe, ale i romantyczne. W roku 1803 niebawem poślubiła dwudziestoletniego Wacława Seweryna Rzewuskiego. (...)
Mąż był jedną z legend polskiego romantyzmu. To właśnie on, ów Farys, dostarczał tematów Mickiewiczowi i Słowackiemu. Farys za nic miał pałac w Opolu, zamieszkiwał u Kozaków w Sawraniu na Podolu. Ostatni raz widziano go w bitwie pod Daszowem w roku Pańskim 1831. Odziany we wschodnie szaty pomykał na białym koniu. Tam zaginął bez śladu.

Rozalia z kilkorgiem dzieci przebywała w Opolu. (...) Pałac, w którym zatrzymał się Stanisław August w czasie eskapady do Kaniowa, darowała w roku 1854 rządowi, wszystkie zaś zbiory przekazała miejscowym szkołom. Niebawem zmarła.

Kilka lat później, już w trakcie powstania styczniowego, pojawił się pod Opolem widmowy jeździec. W jego czyny można wierzyć, bądź kwitować je wzruszeniem ramion. Ale to przecież niezwykłe, że w ludowej opowieści życie Farysa zyskało taki piękny epilog.

Post Scriptum
Tamtego dnia drzwi pałacu opolskiego rozwarły się z hukiem. Służba usłyszała przeraźliwy krzyk swej nieobecnej pani. Domyślano się najgorszego. Tak, stała się rzecz, której się obawiano, 1800 km na zachód, w Paryżu, Lubomirska zakończyła swój żywot.

* * *
Z wizerunkiem pięknej Rozalii Lubomirskiej związana była mrożąca krew legenda. W rocznicę dnia, kiedy nóż gilotyny przeciął jej życie, miała występować z ram obrazu i spacerować po parku. O spotkaniu z bezgłowym duchem donosił Adolf Dygasiński. Spotkanie przypłacił kilkudniową chorobą. Tamtego lata był korepetytorem we dworze Kleniewskich w Kluczkowicach. Odcinek z Opola do Kluczkowic można pokonywać pieszo. Może w parku czatował na upiora, a może natknął się nań przypadkowo. Nie wiadomo. Już rok po zgonie kasztelanowej na ścianie pałacu miano zauważyć olbrzymi cień przypominający postać kobiecą pozbawioną głowy. W Opolu nikt nie miał wątpliwości kogo ów cień przedstawia. Jeszcze dzisiaj, jak zapewniają mieszkańcy, można ponoć natknąć się na bezgłowe widmo bezszelestnie sunące alejkami. Przed pojawieniem się zjawy zrywa się krótki, gwałtowny wiatr, w którym wyraźnie słychać przeraźliwy krzyk zgilotynowanej. Niektórzy wierzą, że duch pięknej Rozalii pojawia się jako zapowiedź niebezpieczeństwa.
Z. Fronczek, Poprawki do portretu. Legendy i sensacje Lubelszczyzny i Podlasia, Norbertinum 1997


Góra przy której straszy

Piękna, wyniosła, żyzna, z resztką drzew u skraju, góra, "przy której straszy", położona była kiedyś w gęstym lesie, ciągnącym się od Opola do Kluczkowic. U jej stóp biegnie - wywijana w elastyczne zakręty szosa - przed nią mieni się w blaskach słońca staw Branasiem zwany, ze zgraną orkiestrą bąków i żab, na lewo bieli się w lesistym parku pałac kluczkowicki, a horyzont zakreśla ciemna, bliska smuga świerkowo - liściastego lasu. Na górze rośnie zboże, kłaniając się wiatrowi, który czesze i rozgarnia kłosy, jakby każdemu z nich szeptał do ucha: - Rośniesz na strasznej górze... Rośniesz na strasznej górze... A czy wiesz, że kiedyś...
To było bardzo dawno... Parę setek lat. Polski magnat, książe Lubomirski, niegdyś właściciel klucza dóbr na Lubelszczyźnie, zapragnął wybudować na tej górze myśliwski zameczek dla rozkoszy, polowań w swoich pięknych lasach. I zjeżdzali do zameczka znakomici goście, grały trąbki, kręcili się łowcowie i strzelcy dworscy, sunęły leśnymi drogami sanki bezdzwonne, charczały odyńce, uciekały w susach lotne sarny, migały liściaste ogony pierzchających lisów, a leśne ostępy grały pieśnią polowania. Żona magnata, księżna Franciszka z Potockich Lubomirska, pragnąc, aby liczne grono gości nie tylko o łowach ale i o Bogu pamiętało, wzniosła w pobliskim Wrzelowcu kościółek mały a piękny, w kształcie rotundy wybudowany, wielką, foremną kopułą nakryty, więc przywieziony na okres polowania kapelan niósł pociechę religijną magnackiemu zgromadzeniu, które piło, tęgo biło, ale nie umiało w proch uderzyć czołem przed Bogiem.
I minęły te czasy, jak wielokrotnie mijające sny złe i dobre. Opuszczony zameczek popadł w ruinę, tylko resztka budulcowego kamienia i lochy rozległe jego istnienie przypominają. Na gruzach, magnaterii przystanęła myśl "szarego człowieka i skonkretyzowała się w pytaniu: - Może w głębi przechował się zakopany skarb? Ten i ów rozpoczął poszukiwania, kopiąc w fundamentach, ale była to praca syzyfowa, bo co do wieczora odkopano, nazajutrz zasypało się samo.

Pewien mężczyzna, cierpliwy i uparty w pracy, dokopał się drzwi żelaznych. Ale już zapadła noc, więc tylko jak mógł umocnił dokonaną robotę i odszedł. Nazajutrz o świcie wrócił z narzędziami do otwarcia tych drzwi, ale zastał je przywalone ziemią. Niezrażony podjął pracę na nowo, a gdy jego szpadel zadzwonił po raz wtóry o drzwi żelazne, ukazał mu się jakiś duch i powiedział, że jeśli w tym miejscu zostanie odprawiona msza św., a ksiądz nie zapomni żadnego z potrzebnych do ceremoniału przedmiotów, to więcej przeszkód w odkopaniu skarbów nie będzie.

Myśl o przewidywanym bogactwie przejęła szarego człowieka dreszczykiem rozkoszy. Ubłagał, przeto księdza, zamówił mszę św. za dusze pokutujące w czyśćcu i zszedł na nabożeństwo w podziemia. Żelazne drzwi czekały niezasypane. Zajechał ksiądz z obsługą o umówionej godzinie, sporządzili ołtarzyk, dokonała się bezkrwawa ofiara, ale ministrant zapomniał kropidła do wody święconej, więc ksiądz ręką poświęcił miejsce. Tym sposobem warunek ducha został wykonany nie w całości i nocą zarwała się ziemia, grubą, ciężką warstwą zasypując czarodziejskie drzwi skarbca. Szary człowiek odszedł zniechęcony.
Na górze zaczęła pokazywać się biała pani. Widziano ją z dołu, gdy schodziła leśną, wijącą się dróżką, ale nigdy zejść nie mogła. Rozwiewał ją w połowie drogi podmuch wiatru, a niespokojni widzowie żegnali się krzyżem świętym. Towarzyszył w tym miejscu przechodnim koń; słyszany, a nie widziany... Trzeszczały gałęzie leśne, a potem rozlegało się parskanie i tętent kopyt po pustym gościńcu... Ale najczęściej schodził z góry smutny pies i przeciąwszy drogę kierował się łaziską szosą [tzn. do wsi Łaziska] do małej kapliczki na drzewie i przepadał.
Tego psa widują ludzie jeszcze teraz, choć las wycięty, a góra utraciła cechy tajemniczości. Podobno kiedyś odbyło się na tej górze morderstwo rozbójników, a ofiary powieszono na drzewach, po obu stronach biegnącej drogi. A może dusza któregoś z myśliwych, zamknięta w smutnym psie, pokutuje za swawolę odbierania życia niewinnym sarnom, o wymownych, czarnych oczach?

Wanda Jagienka, Legendy i opowiadania lubelskie, cz I, Lublin 1948, s. 16-18

Tajemniczy kurhan

Na skraju lasu, należącego do mieszkańców Komaszyc Starych, znajduje się kurhan. Jest to potężny kopiec usypany z dużej ilości ziemi. Co znajduje się w jego wnętrzu nikt nie wie? Pochodzi on prawdopodobnie z czasów średniowiecza, a dokładnie z okresu, kiedy na słowiańskie plemiona napadali Turcy i Tatarzy. Legenda mówi, że w owym czasie na jedno z plemion zamieszkujących te okolice napadło wojsko tatarskie. Doszło do krwawej bitwy.

Wojska tatarskie nacierały od strony ówczesnego lasu w kierunku łąk i bagien i rozlewisk obecnej rzeki Chodelki. Nie jest dokładnie wiadomo, które wojsko miało przewagę liczebną, ale to słabsze musiało uciekać pod naporem mocniejszego w bagna. Mnóstwo żołnierzy potopiło się w tych bagnach, ponieważ z stamtąd nie było ucieczki. Po bitwie miejscowe plemię, wedle legendy, pogrzebało poległych w zbiorowej mogile i usypało w tym miejscu duży nasyp ziemi. W ten sposób powstał, obecnie wzięty pod ochronę przez Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, kurhan. Z upływem wieków on malał i nadal maleje. Jego obojętność i wysokość jest systematycznie mierzona przez pracowników WKZ. "Legenda przekazywana z ust do ust głosi, że woda z tego źródełka ma zbawienny wpływ w chorobach oczu. Woda jest bardzo czysta, zdrowa i smaczna. Wszyscy mieszkańcy Wrzelowca piją herbatę ze źródlanej wody".